Chcecie bajki? Oto bajka: Była sobie Pchła Szachrajka. Niesłychana rzecz po prostu, By ktoś tak marnego wzrostu I nędznego pchlego rodu Mógł wyczyniać bez powodu Takie psoty i gałgaństwa, Jak pchła owa, proszę państwa.
Miała domek na przedmieściu Po ojczymie czy po teściu, Dom złożony z trzech pięterek I pokojów cały szereg. Więc salonik i sypialnię, I jadalnię, naturalnie, Gabinecik i korytarz, O cokolwiek się zapytasz, Wszystko miała, aż jej gości Zalewała żółć z zazdrości.
Miała bryczkę, dwa kucyki, Dojną krowę z Ameryki, Psa kudłacza, owcę, kurę Oraz koty szarobure, Dwa uczone karaluchy W kuchni pasły sobie brzuchy, Konik polny Pchle Szachrajce Co dzień grał na bałałajce, Jednym słowem miała życie Ułożone znakomicie.
Pchła Szachrajka rzekła: "Lubię Czasen w pchełki zagrać w klubie!" Więc ubrana jak z igiełki Pojechała zagrać w pchełki. Jedzie sobie Pchła Szachrajka Kolorowa jak mozaika, Jedzie pełna animuszu, W żakieciku z lila pluszu, Z żółtym piórkiem w kapeluszu, W modrych butach atłasowych, W rękawiczkach purpurowych.
W klubie bywa tyle osób, Że przecisnąć się nie sposób. Pchła krzyknęła: "Dajcie drogę! Jestem mała, przejść nie mogę!" Tłum rozstąpił się, a ona Przeszła środkiem niewzruszona. Już do stołu mknie czym prędzej I wyjmuje stos pieniędzy. "Postawiłabym trzy grosze Na zielone..." "Bardzo proszę." Pchełki skaczą jak szalone, Tu niebieskie, tam czerwone, Tu wygrana, tam przegrana... "Na zielone, proszę pana!"
Pchła Szachrajka była mała, Między pchełki się wmieszała I po stole sama skacze. "Co to znaczy? - myślą gracze - W którąkolwiek spojrzeć stronę Wygrywają wciąż zielone." Nim się gracze połapali, Pchła Szachrajka wyszła z sali I z wygraną swą do domu Pojechała po kryjomu.
Pomyślała: "Po tej próbie Nie pokażę się już w klubie." Taki dała więc telegram: W PCHEŁKI Z WAMI WIĘCEJ NIE GRAM
Pchle zachciało się brewerii, Poszła więc do menażerii. Właśnie słoń po drodze dreptał, Pchły o mało nie rozdeptał. Patrzy: Cóż to za ˇdziebełko? "Co tu robisz, pani Pchełko?"
Pchła stuknęła parasolką: "Jestem pchłą, lecz przy tym Polką! Żądam większej galanterii, Panie słoniu z menażerii!"
Słoń pokręcił grzecznie trąbą I powiada: "Jestem Jombo, Przyjechałem tu z Colombo."
Rzecze na to Pchła do słonia: "A ja jestem rodem z Błonia, Tam plantację mam wzorową, Sadzę na niej kość słoniową. Obok domu dla kaprysu Trzymam stale sto tygrysów, Sto kangurów, sto lampartów, Ze mną, panie, nie ma żartów!"
Słoń pokręcił trąbą grzecznie: "Rzeczywiście niebezpiecznie." Potem upadł na kolana I powiedział: "Ukochana, Takiej w