Wybrałem branżę, nie ma odwrotu Za duży angaż, za dużo kotów Za dużo, bo więcej raperów niż słuchaczy I mamy czas dla rapu, o którym każdy marzył Jak mnie to drażni, gdy nawijam o rapie Jest masa spraw, ZTM*, szyba, papier, I jedno jest pewne nie jest jak wcześniej No bo nikogo nie jara że ktoś się zsikał na imprezce już Po kresce dał, czy coś tam Albo, że dupom rozlał wódkę po dekoltach Ktoś, to nie tak że dopada mnie stan Kiedy lecą wiosny i trzeba spieprzać stąd Trzeba ogarniać i przestać myśleć: nie mam środków #proletariat Ja mam tak, że wbijam w politykę Ale wiem, że chcę więcej niż butle co weekend
Nie mam problemów, to kwestia psychiki Zapętlam się w myślach, coś jak nawyki Daj iść, daj słuchawki i bit Wracam nocą i nie chce więcej nic już
Była akcja tego typu: Siedziałem nad Wisłą, przyszło kliku typów I chcieli błysnąć #nohomo, żeby nie było że bajere Ale zaczęli mi wkręcać jakiś ciężki temat Ze nie mam problemów, że żyję fajnie Bo jeden z nich jest kurwa rehabilitantem I pracuje z ludźmi, którzy przeszli swoje Co może wiedzieć o życiu gnojek taki jak ja Nie było chamstwa w tym, a raczej info Żebym brał co moje, żebym żył z walizką Żebym, korzystał, nie, z każdej chwili Bo ziemia usuwa z góry jak peeling Oni tracili tutaj spokój ducha A sens zostawili na łamanych kręgosłupach I wtedy bez kitu zabiło mocniej serce Ze styka mi co mam i nie chce więcej Nie chce więcej.
Nie mam problemów to kwestia psychiki Zapętlam się w myślach, cos jak nawyki Daj iść, daj słuchawki i bit! Wracam nocą i nie chce więcej nic już.
Chodzi o to, że martwią nas detale Coś jak Chicago nie zagra znów w finale Ja rzadko pale, ale stale wkrętki miewam To pewnie przez to zbieram te nakrętki siema Witam w świecie, dam dłoń upierdolisz całą rękę I coś w stylu wystarczy to co mam, ale mógłbym mieć trochę więcej Całe szczęście jestem tu i mam obie dłonie I mnie cieszy, że naboje są miliony metrów stąd Są miliony metrów stąd