Jestem białą kartką, podeptaną i naddartą, pełną śladów czarnych, śladów Twoich słów. Czuję, krew przyspiesza, myśli wszystkie wiatr przemieszał, chyba nie mam siły szukać Ciebie znów.
Bóg się mógł zlitować, mógł napisać mnie od nowa, ale łatwiej było zmazać resztki mnie. W oczach ciemne plamy, każdy oddech poszarpany, chyba nie mam siły znowu szukać Cię.
Idę w parze z czarną ciszą chmury wciąż nade mną wiszą, ale przecież już przetrwałam tyle burz. W dół schodami idę, dokąd, nie wiem i nie widzę. Piętro wyżej zrezygnował Anioł Stróż.
Jestem kartką białą, pogniecioną i niecałą, bo nie wyszedł pisarzowi pierwszy szkic. Czuję, cichną drzewa, blaknie ostry kolor nieba, chyba nie mam siły, chyba nie mam nic.
Idę w parze z ciszą czarną, Bóg mnie oddał jej za darmo, ale przecież już przetrwałam tyle burz. W dół schodami idę, kocham, tęsknię, nienawidzę. W sercu noszę tępy, przerdzewiały nóż.
Idę w parze z czarną ciszą, chmury wciąż nade mną wiszą, nie wiem, ile jeszcze zdołam przetrwać burz. W dół schodami idę, dokąd, nie wiem i nie widzę. Piętro wyżej zrezygnował Anioł Stróż.