Największą sztuką w życiu to podnieść się z kolan Niedawno w ukryciu, teraz otwarcie wołam Przyznaje się, że gardzę większością tego cudu Co go wielki Bóg w niebiosach chyba sobie wysrał z nudów
Wyrzeźbił z gówna ludzi, bo śmierdzą na kilometr Nie zabronisz mi mówić i mam w dupie te garść monet Którą chcesz mi zatkać gębę, marzenia są już zwiędłe Nie przejmuje się sam sobą, więc tobą tez nie będę
Mocno popierdolone myśli kłębią się w czaszce Bezlitosny wściekły wyścig, czyli znowu nie zasnę Nie zgasnę, nie odpłynę, każdy ma swoja dziedzinę Możesz mi odstrzelić głowę, ale nienawiść nie zginie
Do kretynów i kretynek z poukładanym życiem Mówisz, że to zazdrość, trudno, na poprawę już nie liczę I znowu o świcie będą kleić mi się oczy Bo bestia atakuje kurwa przeważnie w nocy
Chcę połamać sobie zęby na szczęśliwych życiorysach I pogryźć wasze gęby, może jeszcze wiesz nie dzisiaj Ale ciągle bardziej wściekły, jebać taki kraj Gdzie synonimem słowa amen gromki okrzyk Sieg heil!
Podział na lepszych i gorszych, ja to ten z marginesu Mentalne getta wykazują nadprodukcje stresu Więc trzeba się go pozbyć, przemyślane doskonale Nalot dywanowy, coś jak bomby na Izrael
Jednostki często zawodzą, maszyna musi być sprawna Cała wasza tolerancja jest naprawdę tak zabawna Bo zgadza się na zgodę, podążaj za liderem Ale śmiej się z tłumu kurew w kościele co niedziele
Mundurowe cwele ciągle spełniają rozkazy Osiedlowe mini-cele czy kurwa strefa gazy? Już nie czuje urazy tylko obrzydzenie Kiedy patrze na ziemie i wstydzę się być ludzkim cieniem
[Ref.] I właśnie dziś pokazałeś mi że, Sam dobrze wiesz jak przegrywa się grę
[II] Wywalone ozory lizą dupę swoim panom Obroże zaciskają coraz bardziej i rano Trudno złapać oddech i napełnić swoje płuca Przeżuty przez was tlen i tak mnie w chuj odrzuca
Kawał buca, a gadaj ja się wznoszę ponad miastem I pluje wam w uszy, kurwa to chyba jasne Że nienawiść się nie rodzi od jednego strzału w mordę Jeszcze nigdy desperacja nie przegrała z sądem
Mam węża w sercu, a w ryju ogień No jedziesz z krytyką, czego dzisiaj się dowiem O twoich kompleksach i schemacie tego świata Kurewskich zachowaniach i utraconych latach
Koło chuja mi już lata akceptacja z waszej strony Wolę stanąć sobie z boku, patrzeć na pierdolony maraton Chuj wie po co, odkręcone butle z gazem Na spotkanie z wiecznością wybieramy się razem
Nie ujdzie mi to płazem? Ja pierdole konsekwencje Wrogów jeszcze więcej, co chcą upierdolić ręce I wyrwać mi język za ten koślawy bunt Idioto pokazujesz, że trafiam w czuły punkt
Jestem zły? To nakreśl proszę definicje dobra Nieopartą na zasranej biblii, parszywa kobra Stworzyła ateistów przesiąkniętych tą etyka Jak się jest pojebanym trzeba podjąć ryzyko
Narażenia się na śmieszność, ja mam kupę zabawy Gdy próbujesz poprzez wściekłość śmieciu cały świat zbawić Bo nie bę