Na podwórzu, gdzie co wieczór, jak zabawa, to się hula - wszystkie pary tańczą! gapiów cały rój! - chłopaki szanowali nade wszystko Lońkę Króla i nie wołał nań nikt: Lońka, tylko: Król...
Był nasz Król jak to król - i gdy coś nie zagra komu, coś nieklawo i w ogóle jakiś ból, nie zdarzyło się jeszcze, żeby w biedzie nie pomógł, żeby ręki nie podał mu Król.
Ale kiedy messerschmidty czarnym krzyżem znaczone nadciągnęły jak te kruki, w huku dział, włożył Król, jak to król, cyklistówkę jak koronę i na wojnę wyruszył, jak stał...
Znów zabawa na podwórzu, znowu słońce nam świeci, nikt po Królu łez nie leje, proszę was. A dlatego, że sam jeden był na całym bożym świecie, o królową nie postarał się na czas.
Ale gdzie bym się nie ruszył, jakim śladem czy tropem, w interesach, spacerkiem przez świat - wciąż się zdaje mi, że tuż, za najbliższym zaraz rogiem, czeka Król, taki sam jak sprzed lat...
Bo choć kula nie wybiera, choć wojenka nie pieści, nie dla niego grób - mogiła pośród pól! Bo, darujcie, ale w głowie mi się Moskwa nie mieści bez takiego króla jak Lońka Król!