Chodź, zatańczymy dla Nas ten ostatni raz. Tu na zgliszczach świata, Piękna, noc uniesie Nas do gwiazd i zamalujemy wszechświat Nasz bez używania farb, akompaniamentem tętna rytmu serca nagich prawd. Chodź, pobawimy się dziś w berka z klepsydrą i oszukamy zegar, gdy schowamy się pod cyfrą i rozkochamy tarczę w sobie, płynąc coraz wyżej, tańcząc na lodzie ze wskazówkami, zamiast łyżew. Chodź, zaśpiewamy dziś tak głośno, jak tylko można, gubiąc samotność i niech będzie zazdrosna. Chodź, zapukamy dzisiaj od tak w tęczy okna, może jeszcze nie śpi i wpuści Nas do środka. Chodź, zatańczymy dziś, dopóki gra muzyka, zanim dogoni Nas świt, tango zmieni na recital. Nie pytając księżyca, ten ostatni raz dzisiaj, na zgliszczach życia i niech kończy się świat.
Chodź, zanurzymy się dziś w czeluściach czerni, pod płaszczem ciszy, w objęciu szczelnym, niech czasu miernik będzie Nam odźwiernym, wyryje dwa serca w kamieniu węgielnym. Wówczas wypełnimy nicość tangiem, uciekając przed pełznącym porankiem, ów przystań będzie ostatnim przystankiem, bo gdy tam wejdziemy, ktoś skradnie klamkę. Wypłuczmy uczuciem goryczy szklankę, po czym zespólmy w jedność każdą tkankę. Dodajmy więc do wybranka wybrankę, stwórzmy całość, zamiast być ułamkiem. Wspomnienia zaklęte w ramkę zostaną, reszta jestestwa odda się zmianom. Już prawie rano, oczęta plamią, ów wpatrzone w siebie szepczą dobranoc.