Drogą wzdłuż stromych gór porośniętych mchem Za mną chodź, idąc milcz, przecież wszystko wiem
Ciszę rwie źródła szmer, w Tobie czysta biel
Błękit leczy mnie z codzienności gdzie Więcej czuję, więcej widzę niż bym chciała Gdzie falą z ludzkich serc zalewają mnie gniew i strach Myśli niechcianych mą głowę zalewa deszcz Emocji obcych jad do krwi przesącza się
Ty nie wiesz jak boleć może krzyk Czyjś nieświadomy Ty nie wiesz jak pali mnie ten dar Odrealniony Gdy czuję dokładnie to co ktoś Gdy stanie obok Ma duszę trujący prawdy sok Zalewa znowu
I tylko w objęciach gór - jak tu Znajduję spokój
Czasem spijam śmiech, który gaśnie gdy Krew na rękach widzę ciemną, drży jak czarna rtęć Głaszczę cudzy sen Czuję miękki smak Twoich łez
Nad zerwanym liściem, nad kwiatem złamanym Płaczesz - pragnąc burzą być...
Jak ladacznica myśl ciało obnaża swe Szatę rzucając precz, naga w mą stronę mknie
Ty nie wiesz jak boleć może krzyk czyjś nieświadomy Ty nie wiesz jak pali mnie ten dar odrealniony Gdy czuję dokładnie to co ktoś gdy stanie obok Ma duszę trujący prawdy sok zalewa znowu I tylko w objęciach gór - jak tu - powraca spokój