Nie zamierzam Cię truć Pigułkami ze słów, Nie potrafię uchronić od smutku, Moralności mi brak, Pogubiłem się sam, Chciałbym tylko nadzieję ocalić od zła.
Zaniemogły ze strachu, Zagoniły się w szaleństwie Myśli złożone, Marzenia bezsenne. Lekko pozacierały się Granice między dobrem a złem, W każdą stronę Rozbiegły się znaki jak psy.
W kolejnej odsłonie Skurwiłem się znojnie Lecz dzięki Tobie Nie wszystko skończone, Ja widzę ostrość na nieskończoności To nieskończoność nabiera ostrości.
Znam drogi wiodące do dna, Mosty rzucone na wiatr, Światło walczące o blask, Kształty bez formy i żal.
Ten pomiędzy wszystkim to ja, Powinienem wybrać, lecz jak? Każdy dzień daje znak, Że zatrzymał się... Czas drąży myśli, To wściekłość i wrzask, Ona wzbiera we snach, Ona chwyta mnie w locie i Powstrzymuje czyny. My zaplątani w niemoc Znów nie wypełniliśmy się Nie wypełniliśmy się Dniem.