Na peryferiach miasta, gdzie asfalt trawą zarasta, wzdłuż torów, gdzie pasą się konie szła żabka po świeżym betonie i wcale nie kumała w jak wielkie się gówno wplątała. I szła zamyślona dalej środkiem stygnących alej.
Słońce dawało popalić i królewicz nadchodził z oddali. I cmoknąć chciał żabkę w łapkę, lecz nie zdążył bo wpadła w pułapkę. I tylko główka została na wierzchu więc, ją cmoknął w tę główkę bez przeszkód i I królewna, nie żaba w betonie z królewiczem po kostki już tonie.
Lecz królewicz ją mocno przytulił i się razem z betonu odkuli.