Gdy serca roztrzęsiony werbel Dyktował tempo do odwrotów U drzwi spotykał świętą Helgę Co była święta, tak jak spokój. I tak naiwna, jak to ciele Pokorne w laskach i niełaskach Lecz nie potrzeba było wiele By znów pozwolił się ugłaskać.
Wybacz kochana - mówił on To serce ciągnie mnie do kraju Gdzie się dziewczynie mówi: won! Wprost bezprzykładnie ją kochając.
I cały jednym był wspomnieniem Ogarkiem świecy, która jaśniej Płonie, ostatnie łowiąc cienie By je spamiętać, zanim zgaśnie. I przyszłość słona, jak obelga Otwarła obcej mowy brewiarz I nie zagrzała tronu Helga Wśród jego duszy bezkrólewia.
Wybacz kochana - mówił on To serce ciągnie mnie do kraju Gdzie się dziewczynie mówi: won! Wprost bezprzykładnie ją kochając.
A potem los miedziaki zgarnął Te marność ponad marnościami I cicho pękło ludzkie ziarno W kosmosu żarnach nieprzebranych A Heldze został w obcej mowie Na noce, co się bardzo dłużą Ten list z którego się nie dowie Czy cierniem była mu, czy różą?
Wybacz kochana - pisał on Jak widzisz, byłem z tego kraju Gdzie się dziewczynie mówi: won! Wprost bezprzykładnie ją kochając