Poeci nie zjawiają się przypadkiem Z niebieskich do nas przybywają stron Na zawsze niezgłębioną jest zagadką Dlaczego z nami los swój dzielić chcą W źrenicach tych posłańców prosto z nieba Istnienia smutek i marzenia blask W chaosie ziemskich spraw ich serca wiecznie płoną dając znak Tym którzy zabłądzili w mgle
Odchodzą tak jak przyszli niespodzianie Zbyt prędko wypełniają się ich dni I znów na długo zostajemy sami Być może trochę lepsi dzięki nim Bezbronni, samotni w naszym świecie Tak, jakby niepotrzebni byli już Odchodzą komedianci, muzykanci i poeci Sternicy zagubionych naszych dusz
Ich pieśni ptaki w lasach wciąż śpiewają I wieniec ziół rozsiewa po nich wiatr Odchodzą stąd, lecz nie, nie umierają Sumieniem naszym niespokojnym są
A kiedy mój czas także się wyczerpie Poproszę cicho już ostatkiem tchu Daj Boże proszę daj nadziei choć iskierkę Że i ja też nie przypadkiem byłam tu