Na chwilę przed odlotem wśród ptasich stad, w zawiłym horoskopie na tysiąc lat, w otwartym nagle oknie, w cieniu za firanką, wśród ludzi na przystanku, w słońcu i we mgle:
Szukaj mnie, cierpliwie dzień po dniu, staraj się podążać moim śladem. Szukaj mnie, bo sama nie wiem już, bo nie wiem kiedy sama się odnajdę.
Wśród siedmiu dni tygodnia jednakich tak, tańczących deszczu kroplach, zawodów łzach, po lustra obu stronach, w nowych wciąż marzeniach... Gdzie jestem, gdzie mnie nie ma, już nie bardzo wiem...
Szukaj mnie, cierpliwie dzień po dniu, staraj się podążać moim śladem. Szukaj mnie, bo sama nie wiem już, bo nie wiem kiedy sama się odnajdę.
Szukaj mnie, cierpliwie dzień po dniu, staraj się podążać moim śladem. Szukaj mnie, bo sama nie wiem już, bo nie wiem kiedy sama się odnajdę.
Szukaj mnie, cierpliwie dzień po dniu, staraj się podążać moim śladem. Szukaj mnie, bo sama nie wiem już, bo nie wiem kiedy sama się odnaję