Tyle było powitań i rozstań, tyle było słów: - żegnaj i - zostań, karuzele, niedziele i sny, niepokoje, tych dwoje - to my... Jakieś burze, podróże, Bóg - wie - co, jakieś gwiazdy, co dziś już nie świecą, tam za lasem, za czasem, za snem zapodziały się... Gdzie?... Boja wiem?...
Więc nie dziw się, że czasem w tamte strony wytężam wzrok i znaleźć chciałabym choć drobny ślad tych godzin zagubionych, co dawno rozwiały się jak dym. Więc nie dziw się, że nieraz niespodzianie dalekie dni, zasnute czasu mgłą, przesłonią świat, gdy znów popatrzę na nie przez głupich łez powiększające szkło.
Tylko pomyśl i spójrz, co się święci: przypływają na tratwie pamięci ci, co spali w głębokich mych snach, na ich dnie spoczywali jak piach... Może znowu wynurzy się z marzeń jakiś nikt, jakiś ktoś się ukaże, ten, co czekał tak długo w mym śnie - i nie pozna, nie pozna już mnie!...
Więc nie dziw się, że czasem w tamte strony wytężam wzrok i znaleźć chciałabym choć drobny ślad tych godzin zagubionych, co dawno rozwiały się jak dym. Więc nie dziw się, że nieraz niespodzianie dalekie dni, zasnute czasu mgłą, przesłonią świat, gdy znów popatrzę na nie przez głupich łez powiększające szkło.