Jestem jak ćma Po omacku przebijam się do światła co w oczy kole Do świata, co drażni myśli A w kruche serca wpuszcza letni jad Jestem tu, tkwię w najgorętszym źródle Nie dam się, bo pilna uczennica ze mnie
Nie płakać, nie roztkliwiać się Nie udawać, co chce robić świat A tam, gdzie toczy się spór czy to już czy jeszcze nie układam się grzecznie do snu
Pergaminem owiniemy czas Zgubimy cały ten stęchły, tak bardzo dziwny tak wyczerpany świat
Za ten zaczerwieniony raj Zobacz, jak prosto w martwych skrzydłach ulecieć tam, gdzie kończy się czas na starcie metę mam A drobne odłamki mas budują sobie szklane kominy Suszą pragnienia jak pomidory w teatralnej masce wykrzywienia