horrorze prawdziwy nie zapomnij wybić okna, nie zapomnij zabrać drzwi, zostaw ich sypialnie z zakrwawioną podłogą, bez podniebnej narzuty szczęścia, z podniebną warstwą kpin, niech zostaną nadzy, bez jedwabiu, aksamitu, tafty, bez doradców, psów obronnych i pamiętaj o stosie trupów gnijących gwałtach płci, niech obudzą się radośnie, włożą szczęki i szkła kontaktowe, niech tak sobie zastygają w odrętwieniu spojrzeń, mowy. Stoję obok a jednak sunę, toczę, ślimaczę się, koń pociągowy, pies zaprzęgowy, kotwica, wieszak, bierz, co chcesz. Pozwalasz mi owijać się w źródło mocy przeciw sobie, czas kruszy się, promień światła zabiera mnie od ciebie, palcem wskazuje drogę hassliebe rozwoju poziomów, wszystko znajome równowaga a jednak musisz żyć. Horrorze miły zniszcz ich domy ich rodziny niech zlizują resztki prawdy o sobie z betonowej tęczy ich praw, na chodnikach i ulicach nadzy w świetle neonów swoich twarzy niechaj pot zaleje im oczy niechaj krzyk zaleje im słuch niechaj chodzą obłąkani, jak przez ich rządy, przez ich żądze obłąkany jest dziś każdy z nas