Widzę moje miasto małe, jak się ludzie kręcą. Wieczorami ci się włóczą, co ich mózgi swędzą. Niepotrzebna głębsza wiedza ani okulary. Wiem, że nie urosnę nigdy i nie będę stary.
Widzę samochody cudne jakby prezent z nieba, co na szybie z drugiej strony mają kartkę sprzedam. Na nic kwiaty, drzewa, ptaki, inne boże dary. Wiem, że nie urosnę nigdy i nie będę stary.
Nauczyciel mówi do mnie, chciałby rzucić mięsem. Dziś nadęty, jutro spięty, ręce mu się trzęsą. Niepotrzebna wiedza ścisła ani czary-mary. Wiem, że nie urosnę nigdy i nie będę stary.
Patrzę na rodziców. Znowu nie wiem, o co chodzi, ale nawet jakbym wiedział, gówno mnie obchodzi. Niepotrzebne tłumaczenia i wciskanie wiary. Wiem, że nie urosnę nigdy i nie będę stary.
Widzę babcię, dziadka widzę, jak ich wszystko cieszy. Ledwo uszli z życiem ruskim oraz trzeciej rzeszy. Przez pół wieku bierzesz w skórę i się robisz jary. Wiem, że nie urosnę nigdy i nie będę stary.
Przez pół wieku bierzesz w skórę, wreszcie jesteś jary. Ja już wiem, że nie urosnę, więc nie będę stary.