Koło szkoły pod wieżowcem Kopałem piłke bedąc małym chłopcem Serce czyste i oczy bez winy Nieświadomy żelaznej kurtyny Kolega na kontrakcie miał ojca Setke Donaldów za jenego dolca Mieliśmy w Pewexie koło dworca Tak mało nam było trzeba Betonu skrawek i zielone drzewa Sąsiada syn sporty palił Mnie piórnik chinski się rozwalił A starzy o przełomie szeptali.
Szeptali...
Pod kantorami na miejskim deptaku Patrzyłem na starszych chłopaków Coś wymieniali i gdzies jeździli Z prawem na bakier ale niezle żyli Wtedy chciałem być taki jak oni Teraz wiem że to Bóg mnie chronił I zabronił w ostatniej chwili Bo słyszałem że paru zabili Nagle w Berlinie zburzono ściane I przemiana goniła przemiane Ci co wiedzieli gdzie zrobić rachunek Podobno zbili fortune.
Póki serce bije póki krew płynie Póki w piersi dech póki żyje Proszę nie mów i nie rań że jeszcze nie zginęła Bo we mnie Ona nigdy nie zginie
Przed egzaminem dojrzałości Do parku zaprosiłem gości Było pite w dużej ilości No bo nareszcie byliśmy dorośli Marzenia z dymkiem leciały A każde brzmiało jak plany Jeden lekarzem chciał być a drugi Rodziców spłacić długi Trzeci dziecka się nie mógł doczekać A ja chciałem wyjechać I patrzyłem na niebo z zachwytem Zarażony mitem.
Póki serce bije póki krew płynie Póki w piersi dech póki żyje Proszę nie mów i nie rań że jeszcze nie zginęła Bo we mnie Ona nigdy nie zginie