W noc jak kir czarną, pustą i zimną Jak otchłań kosmosu nieodgadnioną W białym jak śnieg blasku nocnego słońca, Które bramą mej duszy jest W krainie, gdzie miriady drzew Niczym odwieczni strażnicy Na wieki w milczeniu trwają
Z ziemi, która rodzi, karmi i pożera od wieków Z ognia mocy, która śmierć i zniszczenie daje Z wody, co dawczynią życia jest wszelkiego Z powietrza niewidzialnego W każdym skrawku świata obecnego Z odwiecznych bogów woli i mocy Odradzam się
Lucicowe dziecię, co szuka schronienia w otchłani nocy
Nieśmiertelny zew, wyklęty zew Niepojęta dla śmiertelnika rzecz Od wieków naznaczone wilczym znamieniem plemię Łaknie nocy i ukoić żądze księżyca lśnieniem Leśni strażnicy patrzyli i milczeli, oni wiedzieli Peruna szarobure dzieci gnają co tchu Wyjąc na wzgórzu wyznawcom jahwe śmierć i pogardę Niechybnie wróżą tu Krzyż tu nigdy nie stanie Szczerzymy kły, w nas jest wilczej duszy znamię