O nocy, matko niezgłębionej czerni Otchłanią nicości ziejącej Otuliłaś swym całunem ziemski padół Zaklnęłaś wichry w swym łonie Triumfalnie budząc trwogę
Zrodziłaś mnie, swe dziecię - tułacza mroku Przeklinam z Tobą każdy dzień, W którym wszystko Ci wrogie Kiedy przybywasz - zaklinasz i pożerasz to w sobie Twojej wieczności wrota otworzę Podążając za Srebrnym Okiem, Które wskaże mi drogę
I stanę się wszystkim i niczym Przejdę przez otchłań chaosu Uwolnię gniew woli kosmosu
Tu toczy się odwieczna bitwa bez końca Wiem, że nie umrę, bo tak naprawdę nigdy nie żyłem
Szept cienia, głosy z przeszłości otchłani dobiegają mnie Stoję na brzegu zimnego morza nienawiści Czując jak pochłania mnie Krzyczę w agonii, bo wiem, że muszę się świtu strzec...