Mówię ci, każdy z nas szuka spokoju Gdzieś w głębi, każdy chce być daleko od kłopotów Lecz wielu woli, na skróty, gdzieś na łatwiznę Na przypał, na kredyt, biorąc w sobie życie Lecz pomyśl, nim będzie za późno by się połapać Nie ma takich kredytów, których nie trzeba spłacać Szybka, łatwa kasa, wozić każdy chce się szumnie Nie rozumiem tego, praca rządzi wszystkim wokół mnie (wokół mnie) Obowiązki, lecz na spoko znajdę chwile Gdy inni pędzą, znajdę moment by pomyśleć Za mało czasu, a u mnie życie spontaniczne Stojąc z boku, gdy peleton chce pędzić szybciej Szukając szczęścia w zwykłych momentach Nie masz czasu pomyśleć, nie widzisz chwil piękna Nic, nie widzisz w tej o banały walce Pędzisz, ale cały świat ucieka ci przez palce A ja chcę stać by wiatr mi twarz smagał Przegapiania chwil nie ma w moich planach Od rana spokój, od rana świat przez pryzmat otwartych oczu Pewne, trzeźwe spojrzenie, nie to z billboard'ów Rzeczywistość, ja spędzę swoje życie myśląc
Patrzysz, obserwujesz, cały świat masz w garści A za chwilę na nic nie masz gwarancji I tracisz kolejne szanse, beztrosko Nie ma czasu by pomyśleć, wciąż gonisz za młodością Coraz starszy, spontanicznie gubisz ostrość wspomnień kalejdoskop Kłóci się z teraźniejszością, żyjesz w innym rytmie Bo coś przestało istnieć Tyle czasu, a teraz już nic nie wyniknie Jak zwykle zapomniałem się zastanowić, odwykłem od obrazu W którym nie wszystko mam od razu Nikłe szanse, czy widzę egoistę, gdy w lustro patrzę? Nie jestem bez winy więc rymami płaczę Czy płaczą inni, czy tak jak ja tracą siły Nie żałują, bo nie chcą, czują się nieomylni Iść lepszą drogą, to gubić przeszłość Pieprzyć dane słowo, brać przeciętność umysłową Jako bycie sobą, przyjdzie czas gdy się zastanowią
Nie mam czasu nawet, aby o tym wspomnieć Zamknąć usta, oczy spuścić skromnie Powiedzieć głośno co mnie drażni Popuścić wodze wyobraźni Latarnie wszędzie dawno zgasły Jedynie jeszcze świecą gwiazdy A pośród nich się zastanawiam Czy znajdę czas, który ucieka nadal W szalonym pędzie, gubię sens życia coraz częściej Zmrużyć oczy, przewidzieć to co będzie Nie mam już sił by przez dziurkę od klucza świat podglądać Ze zwątpieniem czekać na kolejne wschody słońca Nie widzieć końca, wciąż zwlekać, przed tym uciekać Nie bać się, bo przecież nie ma czego Nieustannie, poznając sekrety istnienia Rezygnuję, z życia ostatniego tchnienia To te spojrzenie jak ta ziemia nadal trwają Są fałszywe, no bo w końcu przemijają
Łatwiej się zaszyć i o tym nie myśleć
Zapomnieć jest łatwo to co w życiu najważniejsze Gdy biegniesz na oślep po drodze gubiąc szczęście W garść weź się chłopak, dni wiadomo, nie są lekkie Nic w przyrodzie nie ginie i wszystko ma swoje miej