Gra stała się przewidywalna, jak kolejny dunk Griffin’a Pociąg w Polskę, weź forsę, zaćpaj, zachlej, nawijaj Ty wiesz, że nie zawiodłem jeśli chodzi o hip-hop Bo nie brałem siks na hotel, nie puszczałem się z dziwką Nigdy nie miałem szmalu, gdy go zgarnę to z pracy I podzielę się nim z każdym, kto akurat nie ma kasy Kolejka dla tych, którzy wierzą we mnie zawsze, brat I trzymali ze mną, gdy lałem codziennie parę flach Wciąż widzę salę łap gdy w Grawi zagrałem z Chwiałem rap Uwierz mi stary, uśmiech na japie cały czas Słuchaj, hip-hop łamie serce, mordy dają wiarę A ludzie na koncercie mówią mi bym pchał to dalej Prawdę dla ślepców, głuchych i kilku charakternych Uważnie planuj ruchy, żebyś nie skończył jak Mielzky Złap się za jaja, przyznaj się do błędów jak ja Gdy nie masz jaj to jesteś faja i zostawiaj ten chłam
Moja drużyna nie miała nic, dziś lecimy po wszystko W górę giwery skurwysyny, czysty destroy Silni jak nigdy, wkurwieni jak zwykle Nasza prawda ponad każdą, nasz upadek nie twój biznes Nie miałem nic, dzisiaj lecę po wszystko W górę giwery skurwysyny, czysty destroy Silny jak nigdy, wkurwiony jak zwykle Moja prawda ponad twoją, mój upadek nie twój biznes
Uwierz mi, nie prosiłem o życie, które dostałem z góry Ćpuny wiedzą, że nie dostaną ode mnie nawet rury W tydzień straciłem pracę, studia, kobietę, kumpli I niczym stary wyruszyłem w pubach topić smutki Znajomi mają tytuł dziś, a ty czym, Mielzky, błyśniesz? Mam dwie sterty zeszytów, Lucky Strike’i i pożyczkę Mój człowiek zamknął bar mi, bym nie upadł zbyt nisko Rzuciłem lasy w armii, jestem tu by dać Ci hip-hop Mam w sobie miłość dla najbliższych, Wiedz, że jestem dobrym człowiekiem, zawsze chrzań co piszczą inni Prawda jest dla tych, którzy nie są tu od wczoraj Pierdol tych co biją graby tylko wtedy, gdy masz towar W cztery oczy rzucam słowa, których nie chcą słyszeć Za to częściej mam szacunek, rzadziej wyłapuję sznytę Złap się za jaja i broń swego zdania jak ja Gdy nie masz jaj to jesteś faja i zostawiaj ten chłam
Kim bym był dziś gdyby nie rap, gdyby nie ty? Żyję jak facet, płacę za kwadrat i mam czym zapchać ryj Dwadzieścia trzy wiosny, a w moim sercu deszcz jak w jesień Ludzie mówią mi: „odpocznij, lepiej wreszcie puść coś w eter” Jest matka, dla której walkę podejmę zawsze I wypuszczę kompakty, nim rzuci mi na trumnę piaskiem Nie myśl, że znasz mnie przez gadkę po jakimś graniu Mała, wracam na chatę, gram rap, a nie szukam tu maniur Szczerość rodzi szacunek, coś, czego nie kupisz tanio Z tępą lalą się nie stukaj, czekaj na swą małą Robisz rap – rób dobrze, nie nawijaj o pierdołach Że posrałeś się w kołdrę, jak jeden fajans zarapował Nie boję jutra się, bo piekło jest już za mną Robię swoje dla kumatych, którzy chcą by rap był prawdą Złap się za jaja i jak facet przyjmij swój los Kiedy upadasz, wstawaj i pierwszy wyprowadzaj cios
Moja drużyna nie miała nic, dziś lecimy po wszystko W gór