To jest Kabak, ja jestem Kalina Jesteśmy tutaj, bo mamy coś do wykurzenia My na Śląsku sadzimy, bo mamy taki klimat Hajer boss w lufcie dym, tako ćma, że nic niy widać
Bo to jest to, co każdy ma na myśli Bo kto, jak kto ale ja mam te korzyści A to, po co bynajmniej to nie wyścig To znam to mam to się błyszczy
Jestem koneserem dźwięku Wojownikiem kung fu w krainie rytmu Nie gram do różańca, słyszysz? To czarna magia, straszny kult sampla Wiara w winyl tak głęboka, że go zdarła Jestem szeptem getta głosem ludu Jestem częścią tego samego, co Ty, tu tłumu Częścią tego samego, co Ty Pod paznokciem olbrzyma kosmicznego brudu
Choroba zawodowa Przypadłość pierwsza Rymowana mowa, niby zwykłe słowa, a jednak jak z wiersza Przypadłość druga być może najważniejsza dźwięków smuga Lista gdzie je słyszę jest długa, jak ogon węża Cisze przezwyciężam, bo znam tajne przejścia Kolego mój pomóż mi udźwignąć ten ciężar Don Kichota znój otwiera nowy zwój Cisza jak wiatraki, dźwięki to magiczne znaki Kolorowe dziwne ptaki, każdy inny, ale żaden byle jaki Trzeba umieć wsadzić je do jednej paki Pozamykać w klatki, dla ucha zagadki, czarodziejskie gadki Na pięciolinii, jak bratki rośniemy Wiemy tyle ile zjemy, potem nimi się stajemy i na zawsze tak będziemy, jak grzyby w górę rośniemy