Wpuść mnie, na całe miasto, z całych sił - wołam, wpuść mnie, wpuść mnie, bo skonam.
Samotny domek na wzgórzu, lekko się błyszczy w świetle dnia, Cieniutką ścieżką do wnętrza, niejeden by pragnął, niejeden by chciał. I kuszą przycięte trawniki, puszyste mchy i róży kwiat. Dosięgnąć jednak dzwonka nie bardzo mogę, nie bardzo się da, nie bardzo mogę, nie bardzo się da, nie bardzo mogę, nie bardzo się da.
Wpuść mnie, na całe miasto, z całych sił - wołam, wpuść mnie, wpuść mnie, bo skonam. Przecież na piętrze, licho światło się tli, jak kot będę czekał uchylonych okien czy drzwi.
I próżno tu szukać alarmów, niespodzianek czy złego psa, do środka, do ciepła, do sieni nie bardzo mogę, nie bardzo się da, nie bardzo mogę, nie bardzo się da.
Wpuść mnie, na całe miasto, z całych sił - wołam, wpuść mnie, wpuść mnie, bo skonam. Przecież na piętrze licho światło się tli jak kot będę czekał uchylonych okien czy drzwi.
Wpuść mnie na całe miasto, z całych sił - wołam wpuść mnie wpuść mnie bo skonam przecież na piętrze licho światło się tli jak kot będę czekał uchylonych okien czy drzwi