Widziałem wielki świat, ten świat mnie zauroczył swoim ciepłym dotykiem Midasowej dłoni. Dym z mojego papierosa wsiąka w kuchenny okap, głucha cisza wsiąka w ściany, w kolorze łososia. Wydeptujemy różne ścieżki w pustych pokojach, niedopowiedziane słowa, to zostanie po nas. Byliśmy jak dwa różne płomienie świecy, czaisz? Ty chcesz ogrzać świat swym ciepłem, ja chcę go spalić. Choć szeptałem Ci na ucho jesteś moją kokainą, miłość to tylko chemia, pomyłka z serotoniną. Wymagałaś wielkich słów, których się boję. Wspólne życie to nie tylko pierdzenie w tą samą kołdrę. Jutro wrócę do pisania pamiętnika ćmy barowej, żołnierz pachnący tytoniem, tanim alkoholem. Samotność wytrę o ciała innych kobiet, pod przeklętą gwiazdą urodzeni kochankowie.
Idźmy dalej nie oglądając się za siebie, naprawdę nie wiem co Ci powiedzieć. Jutro wspomnienia przykryje czas, dzisiaj nie ma nas, nie ma nas.
Zaczynać wszystko od nowa, tak można bez końca powracać, karmić złudzenia potem odtrącać. Nie szukaj powodów, powody są głęboko w nas powody są dwa, jeden to Ty drugi to ja. Już nie jesteśmy ludźmi ze szkła w deszczu kamieni, stwardniała glina, z której jesteśmy ulepieni. Nawet największy skurwysyn szuka bandit queen, czaisz? Temu pierwsze żegnaj, równie gorzkie jak ostatnie. Wszystko się zmienia, szybko wokół niekoniecznie zgodnie z planem od dzisiaj w oczy nie umiemy sobie patrzeć. Nagość pustych ramek, po wyrzuconych zdjęciach została mi po tobie tylko niebieska szczoteczka. Nie nazywam się Swarovski, ty aurora borealis brak zgodności, źle oszlifowane kryształy. Odwracam się w tył, cienia nie da się zostawić. Ciemna strona wenus, nie my pierwsi, nie ostatni.
Idźmy dalej nie oglądając się za siebie, naprawdę nie wiem co Ci powiedzieć. Jutro wspomnienia przykryje czas, dzisiaj nie ma nas, nie ma nas.