Nad Zbarażem lśni ponuro Niebo, które ogniem pryska: Rycerz temperuje pióro Zębem z tatarskiego pyska. Piórem pisze w testamencie, By pochować go w Poznaniu I obraca się na pięcie, I poświęca się zadaniu. O, Muzo Kartoflana! Odetchnij tchem historii, Niech zabrzmi pieśń świetlana O mężu spod Obornik: On to, on to gromił lud ruski, On to, on to zwał się Skrzetuski.
Szedł śród wrogów sam jak palec I śród min przeciwpiechotnych. Raz się czołgał jak padalec, A raz skakał jak ptak błotny. Nie wywąchał go Krzywonos, Który z innych krew wysysał, Lecz królowi doniósł donos I w Historii się zapisał. O, Muzo Kartoflana! To chwila twa dziejowa, Niech zabrzmi pieśń świetlana O mężu spod Rożnowa: On to, on to brnął przez lud ruski, On to, on to zwał się Skrzetuski.
Rzekł do króla: Proszę króla, Bezhołowie nam dopieka, Tuhaj-Bej na haju hula, Nie szanując praw człowieka; Spraw, niech zdechnie pies poganin, Ruszaj bronić racji stanu; Słuchaj! bom Wielkopolanin I nie lubię bałaganu! Więc król się zdenerwował I ruszył wnet na pogan I wszystkich rozwalcował, Ten powtarzając slogan: Wstydź się, ludu tatarsko-ruski, Bo mi wszystko doniósł Skrzetuski!
I tak Skrzetuskiego w cenę Wzrosła sława wojownicza; Lecz, że żonę miał Helenę, To już wymysł Sienkiewicza. Miał wręcz kłopot z ożenieniem, Bo zeń kawał był furiata, Za co wyrok z zawieszeniem Otrzymawszy, zszedł ze świata. Bóg duszę jego chwycił, A szwagier - oszczędności; Poznańscy karmelici Dostali jego kości. Pogrzebali go bez nagrobka No i na tym - koniec i kropka.