Jedzie Malczewski Skarbek Ignacy: Z nim krakowiacy i poznaniacy Jadą zdobywać miasto plugawe, Zdezinsektować wszawą Warszawę; Dziesięć tysięcy jedzie w komendzie, Jakoś to będzie, jakoś to będzie!
Wodzu kochany, jakie masz plany? - Plany mam cacy! - Rzecze Ignacy - Sotnie się potnie lub sprytnie wytnie, A Stasia króla wsadzi do ula; Rząd katolicki władzę zdobędzie, Jakoś to będzie, jakoś to będzie!
Król Staś ich dostrzegł lunetą swoją; Włosy na głowie wszystkie mu stoją, Serce mu puka, spada peruka, Aż Repnin rzecze: - w garść weź się, człecze! Skończże te szlochy, popraw pończochy: Jakoś to będzie, jakoś to będzie!
Już od Warszawy są cztery mile; Damy warszawskie wdzięczą się mile, Konfederackich spragnione gości; Król Staś to widząc, zeżółkł z zazdrości; - Naprzód, rodacy! - woła Ignacy - Jakoś to będzie, jakoś to będzie!
A kiedy byli przy samym mieście Wyszło nad rzekę Moskalów dwieście, Moskale wpadli, w dym uderzyli I pięć tysięcy naszych zabili; Drugie pięć w rzece się utopiło - Jakoś tak było, jakoś tak było!