A może byśmy tak, jedyna, Wpadli na dzień do Tomaszowa? Może tam jeszcze zmierzchem złotym Ta sama cisza trwa wrześniowa... W tym białym domu, w tym pokoju, Gdzie cudze meble postawiono, Musimy skończyć naszą dawną Rozmowę smutnie nie skończoną.
Do dzisiaj przy okrągłym stole Siedzimy martwo jak zaklęci! Kto odczaruje nas? Kto wyrwie Z nieubłaganej niepamięci?
Jeszcze mi ciągle z jasnych oczu Spływa do warg kropelka słona, A ty mi nic nie odpowiadasz I jesz zielone winogrona.
Jeszcze ci wciąż spojrzeniem śpiewam : "Du holde Kunst"... i serce pęka! I muszę jechać... więc mnie żegnasz, Lecz nie drży w dłoni mej twa ręka.
I wyjechałem, zostawiłem, Jak sen urwała się rozmowa, Błogosławiłem, przeklinałem: "Du holde Kunst! Więc tak bez słowa?"
Ten biały dom, ten pokój martwy Do dziś się dziwi, nie rozumie... Wstawili ludzie cudze meble I wychodzili stąd w zadumie...
A przecież wszystko - tam zostało! Nawet ta cisza trwa wrześniowa... Więc może byśmy tak, najmilsza, Wpadli na dzień do Tomaszowa?...