Patrzę do lustra i mruga mi para oczu, alarm One nigdy nie patrzyły w ten sposób Na oknem burza, niech zmoknę, suwak zapinam Szybkim krokiem schodzę tu i wbijam się na ławkę pod blokiem Trzeszczy walkman jak trzeszczy podwozie w Corolli typa Co do dziś dziękuje Bogu, że mu nie pozwolił wypaść Wokół przypał, tu o świcie rozlewali w słoik litra Dzisiaj leją wodę przy swoich dziewczynach Chwila, deszcz wisi jak stalaktyty, lecz by mnie W kapturach to nie mnisi - typy, a koniuktura kwitnie [?] na ulicach biznes, szybkie akcje, narkotyki Ciężko to odczytać jak graffiti Słońce oświetla budynki, już w osiedla płyty I w ulice skręca, zakradł się Pulitzer i tęcza On chce prac nie prawdy, zapytaj o komunizm
Znów się zaczyna, krew pływa w żyłach jak heroina Obcinam za rogiem, zza okien typ się wychyla Spięta, nagle sygnał, pucowały w bloku mendy Nagle słyszę wokół "Ręce z kieszeni, dokumenty" Jestem niebezpieczny, mam blendy, nie bletki ale pewny styl Nie rozleje się krew kiedy jesteś krewny mi Bitewny kiedy trzeba, nie miałem nic przy sobie Niestety mój człowiek jechał już w radiolce na dołek Za marne szkło, co?! Miał puścić je w obieg Teraz osiedle po napięciu będzie nie więcej niż tydzień Będzie dobrze myślałem, minął tydzień Patrzę - idzie, pytam "co jest", oberwałem w windzie Nie puścił farby, to BPL, jesteś gościem, ja to wiem Ale braterstwo krwi to pazerstwo i tkwi w tym PLN Mimo wszystko pamiętaj o korzeniach jak Malik Tu poleją cię wodą, ale z nadzieją, że się spalisz