Kali: Od lat szukałem gruntu solidnego jak Olimp pod dom pełen mistycyzmu i harmonii jak Shaolin gdzie bez muru, strażników i broni zbudowalibyśmy willę pracą naszych dłoni, własnym pomysłem i stylem, ale to za chwilę bo dziś znów lecę wysoko tak pełny bak, dawaj bis brat, płonie bat, PEACE, fart, jara się smark i zgred rap not dead, bo my od lat mamy ten fach, a ty pod blat właź Coś ci śmierdzi najarani rymokleci nie lubią nas sąsiedzi bo deprawujemy dzieci, to zwykły mainstream, kurwa co ty pieprzysz ziom wiesz co się kruszy, jesteśmy w tym najlepsi. Siła tych wierszy mocniejsza niż waligóra nie damy się zwariować i zepsuć jak Kaligula nawijamy jak szpula by po nitce dojść do kłębka tam gdzie duchowa willa, tam gdzie nasza kolebka.
Felipe: Posiadam mocny fundament jest nim dobro i wiara, jeśli próbujesz siać zamęt musisz się dobrze postarać takiego wała, ta willa to nie domek z piasku szczeniaczku spróbuj doskoczyć chociażby do zamków na nic ci wytrych, przykry twój koniec jeśli nie zajarzysz że twe życie budują twe własne dłonie to nie teorie praktyka mistrza czyni
Ślinisz się na hajs i sławę błędne myśli wejdą szybko niczym szczury przez ściany dziurawe spójrz do góry poprzez chmury na błękit jego ogrom jest wielki bierz się za poziom następny spokój pełny, otwarte okna na świat jedziemy w kilku jak wataha wilków to moi bracia, moi ludzie od ziomali w ukryciu, na wygnaniu i w kiciu po wszystkich wspólasów od szczytów
Kacper: No to kurwa jeszcze raz man rap gun nadaje wam Badman będę walczyć o ciebie chociaż nie często fart mam nawet złego skurwielowi też należy się plaża - wiemmm trochę tlenu, PLNów zdrowa gaża - sennnn - spełnie codziennie więcej wiary jest we mnie więc pędzę w gehennie nie chcę zgnić pazernie, rozjebałem życie - jak pierdolone puzzle lecz kiedy znów się budzę mówię - musi przyjść później dusić, żyć w trudzie a nie ćpać, pić wódzie to nie pic, że jest lepiej słońce jest gdzieś na górze Znajdę cie jeśli mi przepadniesz wierz mi dam cię w spadku moim bliskim z południowej rzeźni z południowej rzeźni wielkie elo Kali Gibbs CD październik dziesiąty łap sentymentalny trip
Ruby: Wchodzę na bit jak do siebie do domu mam w nim pole marysi więc nie mów nic nikomu dalej hip-hop, Europa z nami jara dobre geesy są w Paryżu, będą też i w Stanach, nic do dodania, hejtera nie pozdrawiam człowieku dorośnij bo dziecko mądrzej gada mam duchową willę, czuwa trzecie oko coś mnie tu prowadzi więc się czuję całkiem spoko
Fuck illuminati, my to bene nati zawsze uśmiechnięci nie każdy tak potrafi, nie chodzi o hajs, ta dziwka idzie lekko do nieba nic nie wezmę, czaisz to koleżko? Samochody biżuteria nie chcesz tego fanaberia ja to wezmę bo nie pękam twoja działa moja penga poszło z dymem wykorzystuję każdą chwilę nadchodzimy czuć na milę.
GMB: Grać by nie polec duszę myślenie chore wciąż mam, zabłąkaną duszę lecz zwiększam nad nią kontrolę, rusz wyznaczonym torem, biegnij że ja pierdolę nigdy nie daj się zwieść walcz o swoją silną wolę wszystko co teraz twoje w zasięgu ręki trzymaj nie wypuść, nie oddaj i nie daj się wydymać ta kraina z dala do niczego nie jest ci podobna nie podejdziesz nigdy blisko jeśli innym nie dasz dobra
Zło czeka niczym kobra, nastała cisza błoga spokojnie będzie patrzyć jak powinie ci się noga z kraju Goga i Magoga nic dobrego nie wypełznie więc koniecznie żyj serdecznie byś bezpieczniej mógł się czuć dziś dopasowałem klucz do drzwi od duchowej willi też tkwi we mnie ból choć już nie czuję się winny dom pomieści sporo osób lecz jest niczym bez rodziny tylko tym co w mym sercu oddaje swój nadmiar siły.