Wisimy nad przepaścią i nadstawiamy kark Po wczorajszej nocy na zębach osad mam O jak dobrze jest z kufla pić piwo, które znam Brzęczą muchy brzęczą szyby pod powieki dym się wkradł
Próchnieje nasz czas i drętwieją nogi Wytrzepmy, więc z kieszeni piach Bo znaleźliśmy się w tym koszmarnym śnie Po tej samej stronie dnia
Życie to konieczność zrozumieliśmy to wreszcie Stoją w miejscu nasze domy w bezrobotnym mieście Oczy płaczą od pogardy i pełno wokół krwi Dawno temu już przed nami zatrzaśnięto drzwi
Za każdym ciężkim ciosem kolejny pada cios Odbija się od okien nasz zachrypnięty głos Zastyga krew na palcach i zamarzają sny Niech do domu idą inni a na ulicę wyjdźmy my