Dziewczyny z gastronomika I kobiety co brak im już łez Razem z makijażem zmywają co wieczór Jeden i ten sam grzech
Wiruje wokół śmierci taniec Gwiżdże jak czajnik na gazie Dzieciaki w brudnej piaskownicy Zakopują w piachu różaniec
To tutaj za drzwiami bieda piszczy obok Oswojony na klatce uśmiecha się szczur Wykształcona nędza zaczyna być zmorą Zanosi nas w zębach upiorom do stóp
Pchają wózki kulawi złomiarze Przez ulice zakurzonych marzeń Piwo, przystanek czy sklep Czują się jak potrącony pies
Resztkę szczęścia trzymają w szufladzie Gdzieś w kanale przy autostradzie Wiersze mają swą treść Tak jak zero to sześć minus sześć
Tam gdzie niewysłuchane pacierze I chleba naszego powszedniego jest brak Obce bękarty i nietoperze Wyszarpują sobie ścierwo z ran
Przed maturą znów zakwitną kasztany Gdzieś na frontach umilkną wystrzały A na rusztach ubóstwa smażą się ciasne Senatorskie dywagacje