Niby nic takiego, w mieście pusta droga. Nocne loty, wódka w bramie, w końcu nikt nie woła. Łajzy, półbogowie, żaden sobie już nie ufa. Ma na myśli budę i spuszcza je z łańcucha.
Niby nic takiego, jedna noc. Niby nic wielkiego, jedna noc. Niby nic ważnego, jedna noc. Niby nic, a jednak... Niby nic, a jednak...
Miasto śpi, Ulic styk,Jedna z klisz, świata strych. Niby nic, jeden dzień, niby nic, a jednak... A jednak...
Niby nic takiego, dzień jak w negatywie. Gęsia skórka, miękki łuk twój, ja spode łba łypię. Gdy cię gryzę w szyję, Ty udajesz że nie boli. Zasypiamy kiedy budzą się żurawie domy.
Niby nic takiego, jeden dzień. Niby nic wielkiego, jeden dzień. Niby nic ważnego, jeden dzień. Niby nic, a jednak... Niby nic, a jednak...
Niby nic, jedna noc... Niby nic takiego. Niby nic, jeden dzień... Niby nic a jednak... A jednak...
Niby nic takiego, niby nic. I niby nic wielkiego, niby nic. Niby nic ważnego, niby nic. Niby nic, a jednak, niby nic, a jednak.