Puka do drzwi ktoś pytam ki chuj? A to ona, wypiżdżona gwiazda osiedlowa - Mariola, wtacza do środka opięte jeansami sranie, za nią perfumy tanie, kupiłaś banie? Chce mi dać całusa, ale skalane ma usta, Zna je cała dzielnia, dozorca pchał tam fallusa, zawsze bezczelna, wyszczekana, tępa, pusta, ale jebać to ziomuś dosłownie trafia w me gusta, pyta co u mnie. Mówię, że nudno jak w trumnie, macham białym pakunkiem, czy przycupnie kreskę fuknie, na dwie nogi wciąga sztukę i już sadzi na mnie pukiel, ej weź pyrnij się przez kuchnię umyj szklanki tam są brudne, Kroczy zgrabnie jak ewangelista, szczuje ciałem fakt jest zajebista, mokre dłonie i mokra jej ... Dobra dam jej po co przyszła.
Ref. Kto wypije całą Twoją kirę - To Latawica, kto się wije za koks i maryję - To Latawica, kto pianę ubije na dwa kije - To Latawica, poznaj piękną żmiję, która w środku gnije - Latawica.
2. Oblizuje się jak kotka po szklance mleka, pyta znów gdzie ta koka, bo czas ucieka, mam gest, sypię pokarm, kolejna teka, ta klaszcze jak foka - ej ej to nie dyskoteka! Porobiona się przeciąga nago, kocie grzbiety, czeka na główne danie, kiełbasa i kotlety, daleko do mety więc sięgam do szuflady, viagrę popijam łychą dla pewności, że dam rady, nim przejdziemy do meritum w gardziel leję kilka głębszych, ona sięga po Jagełłę jak pies gończy węszy, Ty to masz chyba dziołcha w nosie uchodźcę z Kolumbii, a ta mówi, że to lubi, wystrzelony teletubiś, sięgam do szpady, płonie konar, a nie suchy badyl, nagie zapasy bardziej pikantne od enchilady, diabeł nie nosi prady tylko tylko skórę po solarium, trzy paski i air maxy, osiedlowe stadium.
Ref. Kto wypije całą Twoją kirę - To Latawica, kto się wije za koks i maryję - To Latawica, kto pianę ubije na dwa kije - To Latawica, poznaj piękną żmiję, która w środku gnije - Latawica
3. Zawsze głodna, najlepsza śląska parzona, pewnie płodna, ale ta putana nigdy żona, szuka suka, ciągle się puka na pohybel, przegrana sztuka, wnętrze brudne jak kibel, łączy nas nie tylko marna nokia, brak perspektyw, kokę łychą zapija, ten sam jad w nas, kąsamy jak żmija, toksyczny skład, złość płynie w żyłach, po maratonie oboje patrzymy tępo w sufit, leżymy w odległości wypalamy mocne szlugi, nie szukamy miłości nie wierzymy w nią jak w duchy, dzwoni Wajcha, zaraz będzie, weź ubieraj ciuchy, masz tu coś na ruchy i zawijaj się czym prędzej, wsadź se do żopy palec szloro, równo trzymajcie lejce, więcej Cię nie będzie? Skończ, nie będę wzdychał. Jak zgłodniejesz to zadzwoń u mnie zawsze pełna micha.