Gdy odchodzi dusza bratnia - żadne łzy czasu nie cofną. Wyję do pełni jak wilk - na prerii zwanej samotnią. Wspominam dni - kiedy wszystko było proste. Zanim uliczne gry - poraniły niczym kolce. Przy mnie gruba forsa - jest tego cała walizka. Oddałbym je, co do grosza - by móc znowu cię uściskać. Mam reklamówkę złota - każdy gram ciąży okrutnie. Kiedy wiem że przez ten szajs - wyłapałeś za mnie kulke, brat. W każdej minucie widzę Twoje martwe oczy. Zastygły w bólu, też go czuję – doskwiera mi każdej nocy. Jak trucizna toczy się przez żyły - zżera mnie jak rak. To nowy wymiar samotności - gdy Cię Ziomku brak. Mam twardy kark - nigdy nie bałem się krat. Tęsknoty słony smak jak - rwąca rzeka płynie. Został tylko żal - koka, whisky, zioło, crack. Ten świat jest gówno wart - kiedy nie ma Ciebie przy mnie.
Znowu piję sam - i rozliczam wszystkie grzechy. Kolejna flaszka do dna - zalewa mnie gorzki przesyt. Ku pamięci Twej - słona łza spada na bruk. Gdybym tylko cofnął czas - gdybym czas cofnąć mógł... I tkwię tu sam na dnie - całkiem sam na dnie...
Spotkamy się tam na szczycie góry - plecak dawno spakowany. Długo dźwigam bagaż - obciążone od dzieciaka bary. Te losu dary - przeklęte niczym Pandory puszka. Tęsknię za tobą stary - w testamencie tylko pustka. Pada mi trzustka - od koktajlu w którym brak protein. 40% płynie - wartko grzęznę w tej topieli. Chciałbym sobie strzelić w łeb - ale brak odwagi. Taki ze mnie kozak - tylko innych umiem ranić. Szlug się spalił - obserwuję dym ulotny. Rozpłynął się jak Ty - w tym plugawym mieście zbrodni. Same kłopoty - zostałem z nimi jak palec. Jeśli nadejdą wzloty - to nie będę miał z kim szaleć. W rozpaczy szale - resztki mostów palę bez powrotu. Czy mam żyć tyle co kot - które dziś straciłem w mroku. Życie jak szalet - brudne, pełne pokus - brak mi zalet. Mogło być jak balet - nikt mnie nie nauczył kroków.
Znowu piję sam - i rozliczam wszystkie grzechy. Kolejna flaszka do dna - zalewa mnie gorzki przesyt. Ku pamięci Twej - słona łza spada na bruk. Gdybym tylko cofnął czas - gdybym czas cofnąć mógł. I tkwię tu sam na dnie - całkiem sam na dnie...
Kostucha tropi bezlitośnie - kosa chce żniwo ścinać. Oszukałem przeznaczenie - przed prawem uciekam, pirat. Strzały nie na Vivat - wiem że nawarzyłem piwa. Muszę żyć za nas oboje - nigdy się nie zatrzymam. Do złej gry pewna mina - bo co więcej mi zostało. Amunicja w magazynku - nadzieja by się obudzić rano. Godzę się z karą - bo nieunikniona jak pochówek. To ja powinienem zginąć - być twoim dozgonnym druhem. Słyszę za uchem szepty – to demony śmieją się do bólu. Mówią masz co chciałeś - samozwańczy królu szczurów. Nie zawierałem umów - ale on cierpliwie czeka. Gdy popełnię grzech śmiertelny - pozbawie życia człowieka. Mogłem Cię pomścić - ale nie potrafiłem. Wybacz mi bracie - co dzień żałuję że żyję. Zapisuję chwile - i przy twoich zwłokach klękam. Kocham cię bracie - widzimy się u bram piekła.