Zapadam w ciemność i las, To moje życie, to mój dom... Przyjaciel-Księżyc w porę zgasł... Mateczka-Noc okryła mgłą...
Już nie mam dokąd uciec stąd A nogi nie chcą nosić mnie Domyka się obławy krąg... Do rana sam wykrwawię się...
Za to, że wolnym chciałem być Ścigają mnie jak sfora psów co na smyczy wolą żyć a I nie podniosą nigdy głów
Moja wolności, nie znał cię Żaden niewolnik, żaden pies Dla nich obroża -- zwykła rzecz. Dla mojej szyi pętlą jest... Dla mej wolności...
Tylu przyjaciół przeszło już Na drugą stronę, w lepszy świat Garbate krzyże pokrył kurz W dziurawych hełmach gwiżdże wiatr
Szukali Światła w mroczne dni Przed Bogiem tylko chyląc kark Pośród klęczących dumnie szli W pogardzie mając każdy targ Za to, że wolnym pragnę być...
Wstaje świt, opada mgła Nadchodzi nowy, piękny dzień Moja wolności, przy mnie trwaj Najbardziej teraz kocham cię
Ostatni nabój... Krzyża znak... Burzy się krew... Szczęknęła broń... Wybaczcie, jeśli coś nie tak... Przez chwilę lufa chłodzi skroń... Za to, że wolnym chciałem być...
Nie płacz, kochanie, twe łzy Bardziej mnie ranią niźli cierń To już nie boli... To nic... Nareszcie odnalazłem Cię...