Siedział święty Piotr przy bramie, oj rety, Czytał se komunikaty z gazety, Wtem ktoś szarpnął bramę złotą, Pyta święty klucznik: „Kto to?" Leguny, my z frontu leguny! - Czy nie znacie niebieskiego zwyczaju, Jak leźć można bez przepustki do raju? Wiemy, wiemy, lecz tu pustki, Więc nas wpuść choć bez przepustki, Leguny, my biedne leguny. - Wpierw do czyśćca iść musicie w ogonku, Tam wybielą was, jako płótno na słonku, - Byliśmy już w czyśćcu, byli, Całkiem nas tam wybielili, Leguny my czyste, leguny. - Więc mi zaraz marsz do piekła sekcjami, Niepotrzebny tu ambaras mam z wami... - Byliśmy już nawet w piekle, Ale tam gorąco wściekle, Leguny chcą raju, leguny. Miał staruszek gust wyrzucić tę bandę, Że się tak do nieba pchają na grandę, Wąsem ruchał, brodą ruchał, Ale się nie udobruchał; Leguny czekały, leguny. Spostrzegł Pan Bóg, że Piotr Święty coś knowa, Więc odezwał się do niego w te słowa: - Bądźże z wiary, wpuść ich Pietrze, Bo pomarzną mi na wietrze, Leguny kochane, leguny! I uczynił z nich Piotr Święty załogę, I wypłacił im relutum za drogę. A gdy zmorzył sen Piotrusia, Z aniołkami husia-siusia! Leguny tańczyły, leguny.