Gdzie teraz jesteście dzieci kochane? Co wami kieruje, czy jest to odwaga? A może to tylko dziecinna zabawa - z patykiem w ręku na wroga iść. Nie dane wam było młodością się cieszyć, z dzieciństwa swojego korzystać beztrosko. Piękno tych dni zmieniło się w piekło a potem już tylko nastała ciemność,
Umieraliście tak młodo, ulicami płynie wasza krew. To stolica płonie w smutku, śmierć zabiera wszystkie dzieci jej.
Oddajcie im młodośc, którą zabraliście, oddajcie im wolność, którą zhańbiliście, oddajcie im sny, w spokojnych ich domach, oddajcie rodziców, oddajcie znajomych. Daliście im starość, zabraliście młodość, daliście niewolę, zhańbiliście wolność, daliście domy doszczętnie zniszczone, zabitych rodziców, zabitych znajomych.
Choć te małe oczy łzami się zalały spoglądając na tych, co padają za nic. W głowach ich dziecinnych dominował rozkaz: do przodu uderzać, nie cofać, pozostać! W swoich małych rękach, ogromny karabin, a w kieszeni granat, w drugiej list do mamy.
Pałacyk Michla, Żytnia, Wola, bronią jej chłopcy od Parasola, choć na Tygrysy mają Visy, to Warszawiacy, fajni urwisy są.
Choć tak bardzo chciałeś, listu nie napiszesz. Poszarpane myśli w twojej głowie. Nic już nie pamiętasz, walczysz o swe życie W śmierdzącym kanale, pośród wrogów stu.
Śpijcie słodko me aniołki, kule wroga już nie groźne wam. Teraz już was nie dostaną wrogie szpony okupanta łap.