Ile jeszcze we mnie jest wiary, żeby czekać i trwać, by zza pożółkłej zasłony żegnać na zawsze świat? Zanim wygasną ogniska spadnie śnieg i grad. Wrócisz do mnie, młodzieńczej urody, niosąc ład dla tych lat.
Czy gdzieś chciwa ziemia pije twą młodą krew, gdy tu ja cicho czekam, by do ciebie znów biec. Ciemna we mnie siła wzbiera wciąż z dnia na dzień. Bezimienna mogiła to twój ostatni sen.
Ile jeszcze we mnie jest wiary, żeby czekać i trwać, by zza pożółkłej zasłony żegnać na zawsze świat? Zanim wygasną ogniska spadnie śnieg i grad. Wrócisz do mnie, młodzieńczej urody, niosąc ład dla tych lat.
Ile jeszcze we mnie jest wiary, żeby czekać i trwać, by zza pożółkłej zasłony żegnać na zawsze świat? Zanim wygasną ogniska spadnie śnieg i grad. Wrócisz do mnie, młodzieńczej urody, niosąc ład dla tych lat.
Kto dojrzy w twojej piersi heroizy tamtych lat? Nie pożegnałeś dzieci, wieści nie przyniósł ptak. Zapada tylko cisza i nie pyta o czas. Kiedy wiatr ją kołysze, pieśni snu niesie nam. Serca ciasnym rzemieniem oplata nam żal. Nie chcę, byś żył cierpieniem, abyś koło mnie stał.