Zbrodnia to niesłychana, Pani zabija pana; Zabiwszy grzebie w gaju, Na łączce przy ruczaju, Zabiwszy grzebie w gaju, Na łączce przy ruczaju,
Grób liliją zasiewa, Zasiewając tak śpiewa: \"Rośnij kwiecie wysoko, Jak pan leży głęboko; Jak pan leży głęboko, Tak ty rośnij wysoko\".
Jadą, jadą w tę stronę, Tuman na drodze wielki, Rżą, rżą koniki wrone, Ostre błyszczą szabelki. Jadą, jadą panowie, Nieboszczyka bratowie!
Jak dwaj u paniej gościli, Tak ją dwaj polubili. Obu nadzieja łechce, Obadwaj zjęci trwogą, Żyć bez niej żaden nie chce, Żyć z nią obaj nie mogą.
Lecz zbliża się niedziela. Zbliża się czas wesela. Zaledwie słońce wschodzi, Wybiegają dwaj młodzi. Zaledwie słońce wschodzi, Wybiegają dwaj młodzi.
Pani bierze pierwszy wianek, Obnosi go dokoła; \"Czyjeż w wieńcu lilije, Kto mój mąż, kto kochanek?\" \"Czyjeż w wieńcu lilije, Kto mój mąż, kto kochanek?\"
Wiatr zawiał, świece zgasły, Wchodzi osoba w bieli. Znany chód, znana zbroja, Staje, wszyscy zadrżeli, Staje, patrzy ukosem, Podziemnym woła głosem:
\"Mój wieniec i ty moja! Kwiat na mym rwany grobie, Wy moi, wieniec mój, To ja, twój mąż, wasz brat, Zawieście krwawy bój. Dalej na tamten świat!\"