Byłem wilkiem w potrzasku Odgryzłem łapę o brzasku Wolność gęstą czerwienią Pokryła moje kły Uciekłem ranny Strach, ból i trzy łapy W amoku biegnąc Oprócz krwi spijałem łzy Wyłem do księżyca I prosiłem o litość Kiedy głód i łatwy łup Przywołał gończe psy Wilk wolny, wilk kaleka Miałem trwać, nie uciekać Karmiłem wilka Którego psy rozszarpią dziś
A we mnie samym wilki dwa Oblicze dobra, oblicze zła Walczą ze sobą nieustannie Wygrywa ten którego karmię
Uciekałem bez siły, wilki za plecami wyły Miałem tylko nadzieję i otwarte drzwi Padłem na kolana i walczyłem do rana Nie wiedziałem, że jestem w sobie taki zły Latami dokarmiałem tego, którego nie chciałem On głęboko zatopił we mnie swoje kły Twoja modlitwa złapała go w sidła Teraz jestem wolny, tak jak ty
A we mnie samym wilki dwa Oblicze dobra oblicze zła Walczą ze sobą nieustannie Wygrywa ten, którego karmię
W budzie skundlone myśli Ochłapy pragnień w brudzie miski Rzucone smutną Jałmużną psu Karuzela świata pędzi Zaprasza blaskiem rtęci I jaskrą zazdrości Pokrywa wzrok Wiara i miłość nad wszystko Reszta to proch, pył i nicość Wolisz egoizm życia bez granic? Wygra w tobie ten wilk, którego nakarmisz
Wygrywa ten, którego karmię Wygrywa ten, którego karmię