To była blondynka, ten kolor włosów tak zwą, Sprawiła, że miałem wakacje koloru blond. W popołudniową godzinę po prostu spotkałem ją, Dziewczynę z bursztynu, na plaży koloru blond.
A potem słońce, plaża, a czas obok sobie biegł I zamiast kalendarza co dzień jej przybywał pieg, jeden pieg. Tych piegów było trzydzieści, a może trzydzieści dwa, W tym czasie się mieści blondynka, plaża i ja.
To staje się prawdziwe, kiedy pozostaje w nas I płowo-złotą grzywę wichrzył za nas ciepły wiatr w moich snach. W popołudniową godzinę po prostu spotkałem ją, A teraz wspominam wakacje koloru blond.