Zaciągnijcie w oknach zasłony błękitne. Siostro, proszę nie wpuszczać lekarzy za próg. Oto trzej wierzyciele zjawili się przy mnie: Wiara, Miłość, Nadzieja po swój przyszły dług.
Chętnie zwróciłbym długi: i nowe, i stare, Ale w trzosie dziurawym ni grosza na dnie. \"Nie bądź smutna, nie złorzecz, nie gniewaj się, Wiaro. Jeszcze wielu dłużników wszak masz oprócz mnie\".
Patrzeć w twarz nie ośmielam się swym wierzycielom. Chcę z pokorą i skruchą im przypaść do rąk. \"Nie bądź smutna, nie gniewaj się, matko Nadziejo. Jeszcze twoi synowie na świecie tym są\".
Ku Miłości posyłam niepewne spojrzenie. Znad wezgłowia łagodny dobiega jej głos: \"Rozdawałam się sama w twoim imieniu. Nic nie jesteś mi winien, dostałam już dość\".
\"Za twych wzruszeń i uczuć porywy namiętne, Za szaleństwo, co spokój odbiera i sen, Odpłaciła mi ludzka obmowa z procentem. Przecież wiesz, że za dobro odpłaca się złem\".
Rozgrzeszony zasypiam w szarości przedświtu. Po pościeli plamami rozlewa się brzask. Siostry trzy, żony trzy, trzej sędziowie - kredytu Ostatniego udzielić mi chcą jeszcze raz.
Siostry trzy, żony trzy, trzej sędziowie - kredytu Bezzwrotnego udzielić mi chcą jeszcze raz.