Kolejną noc, jak stary pies W obroży z pordzewiałych gwiazd Jeszcze się łasi, skamle, rwie Lecz dzisiaj nie dopadnie nas - Na dzisiaj pas
Już się nie wgryzie, nie te dziąsła Nie będzie drapać, jęczeć, kąsać Choćby szarpała aż do świtu Nie wyrwie z gardeł tamtych krzyków - Już po capstrzyku
Może nie trzeba było tak Szaleńczo w górę, w górę grzać I zgarniać, chwytać, łapać, brać Bo zaraz amen, klezmer grać Może nie trzeba było tak Lecz po kropelce, po maluchu Sączyć to życie, a nie chlać - Gdziekolwiek, z gwinta
Musimy przeżyć to, przetrzymać Choćby perliło się spod rzęs By jeszcze z tego życia wyrwać Soczysty, krwisty kęs
Przysięgam, miesiąc, góra dwa Najdalej tuż po świętach Ja będę z tobą, niech to szlag Znów będę - wniebowzięta!
Może nie trzeba było tak Szaleńczo w górę, w górę grzać I zgarniać, chwytać, łapać, brać Bo zaraz amen, klezmer grać Może nie trzeba było tak Lecz po kropelce, po maluchu Sączyć to życie, a nie chlać - Gdziekolwiek, z gwinta
I znowu odpalimy ostro Choćby to pożreć miało nas Choćby groziło stosem, chłostą Zagramy jeszcze raz!
I z lodem na parzących skroniach Do bólu szarpiąc każdą strunę Zdążymy, choćby biły gromy Zaliczyć każdą chmurę
A może trzeba właśnie tak Szaleńczo w górę, w górę grzać I zgarniać, chwytać, łapać, brać Bo zaraz amen, klezmer grać A może trzeba właśnie tak I nie po kropli, po maluchu Sączyć, lecz chlać to życie, chlać - A choćby z gwinta!