Na kraniec siedmiu mórz, na kraniec siedmiu zórz, przypłynął raz kapitan, z Księżycem się przywitał i zapadł w sen i śnił:
Mija młodość jak woda, czoło chmurzy się częściej, a tu nagle pogoda, taka dobra pogoda na szczęście. Nikt otuchy nie doda, cienie kłębią się gęściej, aż tu nagle pogoda, taka dobra pogoda, odpowiednia pogoda na szczęście. Coraz trudniej po schodach, coraz puściej w kredensie, aż tu nagle pogoda, taka dobra pogoda, odpowiednia pogoda na szczęście.
Z tysiąca szarych biur, zmęczony wyszedł chór, odstawił w kąt liczydła, wykąpał się w powidłach i zapadł w sen i śnił:
Mija młodość jak woda, czoło chmurzy się częściej, a tu nagle pogoda, taka dobra pogoda na szczęście. Nikt otuchy nie doda, cienie kłębią się gęściej, aż tu nagle pogoda, taka dobra pogoda, odpowiednia pogoda na szczęście. Coraz trudniej po schodach, coraz puściej w kredensie, aż tu nagle pogoda, taka dobra pogoda, odpowiednia pogoda na szczęście