Ze strzępów radości powszednich los swój tkasz z tęsknoty, otuchy, nadziei, układasz swój świat w swym mieście, z domami bez pięter grasz z czartem o niebo w tym piekle, które Bóg, wyprawił nam.
Odpłynąć stąd chciałem na zawsze, w siną dal gdzie życie jaśniejsze, bogatsze ktoś chciałby mi dać, Znikałem sto razy bez wieści by wracać do srebrnej poezji ciepła rąk i spojrzeń twych
Nie chcę więcej, twoje serce do życia wystarczy Twoje serce, co zagrzewa do walki o każdy dzień Twoje serce, które cierpi i kocha namiętnie, które bije, coraz prędzej, goręcej. W zgryzocie pasma zbyt chudych dni twe fortissimo serdeczne brzmi głośniej wciąż, mocniej wciąż.
Gdy twarzy brak w czynach i słowach ty masz twarz Gdzie ścieżek splątanych bezdroża ty drogę swą znasz Ty zdołasz ból każdy pocieszyć rozjaśnić odwieczny nasz przedświt Ciepłem rąk i spojrzeń twych
Nie chcę więcej, twoje serce do życia wystarczy Twoje serce, co zagrzewa do walki o każdy dzień Twoje serce, które cierpi i kocha namiętnie, które bije coraz prędzej, goręcej...
W zgryzocie pasma zbyt chudych dni twe fortissimo serdeczne brzmi W dramacie samych najchudszych dni Rzucasz mi w oczy łzy, gorzkie łzy, szczęścia łzy, spełniasz sny
Nie chcę więcej, twoje serce do życia wystarczy Twoje serce, co zagrzewa do walki, do walki, do walki Twoje serce, które cierpi i kocha namiętnie, Coraz prędzej przez łzy