Po pojebanej nocy z tępym świtem się ścieram, Już nie wiem czy zaczynam żyć czy przestaję umierać. Musisz kimś innym być, tak mówili mi nie raz i jeśli mam się kiedyś zmienić to teraz I czuję w środku to, i czuję w środku to, i czuję w środku to, i czuję to... Nie raz plułem miłości w pysk, lekko przypalałem petem. Życie gdzie nie ma kolorów jeśli nie ma tabletek, Taki sadomasochizm byle by nie było lepiej, bo nie może mi być za dobrze przecież. Już nie potrafię się odnaleźć życie znajdę to przeklinam, Takie rzeczy się wybacza, ale nie zapomina, Rodzina, gdy puszczają hamulce ja nie znam zasad, Kiedy ona mnie wkurwi gdzieś zatraca się klasa. Znów przepite popołudnia, telefony do Basa. Z czasem płomień chęci we mnie wygasa. Nie raz obiecywałem, że będzie inaczej, Nie wiem czy w ogóle będzie, sam się chyba tracę.
Wiesz poza tym co jest wokół, sam na sam w pokus toku. Walki mroku by w tym gównie móc odnaleźć spokój. Wokół stres, nerwy zżerają każdy zmysł, wiesz Każdy dzień, zwiększam dreszcz przed tym co nieznane też, Już przed sobą bo nie zawsze świadom siły która tkwi we mnie, Od pierwszej chwili zawieszony pomiędzy tymi co się mylili. Wszystkie ciosy zgubne, skutkuje to okrutnie, Przez co do życia wprowadzam kolejną rundę. Samym sobą bo już nie wiem czy idę właściwą drogą, Skoro jedyne czemu stawiam czoła to kłopotom i problemom. Sam winien sobie za to co widzę i temu że kiedy już się odzywam to krzyczę.
Witam kolejny dzień, Witam kolejny dzień, tak jak go przywitałem wczoraj, Nietrzeźwym spojrzeniem na butelki po alkoholach I wiem, że zanika to, to czym jest samokontrola. Robiąc do tyłu ten krok żeby tylko nie być ponad I już pomału mam dość się przed samym sobą się bronić Dlatego im więcej pije tym coraz mniej mnie to boli. Staram się powstrzymać złość, W głębi moich paranoi, lecz ciągle sam wracam bo nie potrafię znaleźć ostoi Wciąż tracę więcej niż miałem dzisiaj, ja to wiem. Nie chcę współczucia od was, krokodylich łez. Drążę ciągle ten tunel, którym będę szedł, Czy to z jakimś wsparciem czy też bez.