Tego dnia miałam rozbierać choinkę, ale powiedziałam matce, że pójdę wpierw po chleb, na kolację.
Co nie pójdę do Żabki, nie ma tam kolejki, może daleko, ale dają te naklejki. Za 500 dostajesz maskotkę, bynajmniej dla mnie są one mega słodkie.
Jak wychodzę, on jak zawsze siedzi na ławce, z Tigerem i się na mnie...
Patrzy, ja idę, on się patrzy, ja idę, on się patrzy, ja idę on się patrzy.
Zatrzymuje się cała ulica, gdy on mnie co mam w tej siatce pyta, ja mówię, że nie wiem, że wogle, co go to, język mi się plącze, nogi się pode mną gną, on mówi, że jego stara chleba nie kupuje, tylko piecze sama.
Kiedyś ciągle najebana, teraz uśmiech ma na twarzy, chleb se wypieka, o śmierci już nie...
Marzy, o śmierci już nie marzy, on łapie mnie za rękę, tak dziwnie na mnie patrzy.
Podchodzi tak blisko, dotyka mojej twarzy, rękę moją ściska, od potu śliską, jego oddech parzy.
Tak się składa, że dziś stara w ciężkim stanie zlądowała na OIOM-ie, raczej trochę tam zostanie, tomografia dobrze jej nie wróży, a maszyna do chleba dobra się kurzy.
Ja bynajmniej bym odsprzedał ci ją tanio, dodał gratis nakładkę i książkę z przepisami, piekła byś se chleb, no i wogle, byś nie musiała do tej Żabki już tak łazić ciągle.
Od tamtej pory, nic, tylko wypiekam, aż góra bochenków po sufit zalega, z chleba upiekłam ściany, krzesła i obrazy, zamiast łez okruszki, toczą się po mojej...
Twarzy, po mojej twarzy, po mojej twarzy, o śmierci już nie marzę.