Ból, w którym błądzi sens życia żegnał te, co kryły zdradę wiara, nadzieja, miłość zawiodła mnie każda z was smutek stał się szóstym zmysłem żal wypłukał oczy z kłamstw chciałem przełknąć gorycz duszy a zostało mi tylko zwątpienie
W mych żyłach negacja pragnienie wolności świadoma nienawiść do ludzkiej żałości czczące chciwość zwierzęta wyrzekam się was wyrzekam się was
Zapomniałem kim jestem by poznać siebie zmęczony cierpieniem karmiony nienawiścią
Obudziłem wnętrze zobaczyłem pustkę w umarłych drzewach odmęty marności
Widmo ludzkości sępy nad popiołem droga donikąd stała się mym domem
Milczy jak bóg gnije jak człowiek odchodzi wraz ze mną tamten świat z pod powiek
Zgliszcza jesiennych lat zenit grozy wspomnień sad
Oto krawędź świata nienawiść do życia nienawiść do śmierci płonące wymiary
Z kajdan rozpaczy w tęsknotę wieczności w mackach zagłady przenikam nicością
Samotność za lustrem mych oczu popiół marzeń w ich odbiciu ogień
Zgliszcza duszy na drzewach ostatni liść szary się kruszy jak prochy, w zapomnienie w zapomnienie