Płynę bezpowrotnym statkiem W dali dom Na strychu został braci śmiech Ojciec już pożegnał matkę Ogród zastygł jak żywica starych drzew
Ciężkich chmur przyniósł wiatr zbyt wiele Z kruchych rąk wydostał się pogodny czas Niosąc ból, miłość i nadzieję W przepaść życia bezpowrotnie zepchnął nas
Śmierć jak kot snuje się po dachach Karmię ją miską pełną mojej krwi
W nocnej mgle przed kolejnym miastem Stoi sam, rękawem wycierając łzy Chłopiec, co jasnym wzrokiem patrzył W przyszłość, która mu zabrała sny
Śmierć jak kot snuje się po dachach Karmię ją miską pełną mojej krwi Całkiem sam w czterech czarnych łapach Mruczę coś, drapiąc nieruchome drzwi