W ciemnym lasku ptaszek siada, i usłyszał co kto gada. Raz usłyszał dwoje ludzi, jak kawaler panne budził. Budził, budził, by wstawała, żeby jego pokochała. Czterej bracia siostre mieli, i za mąż ją wydać chcieli. Wydali ją za Henryka, za wielkiego rozbójnika. On po górach, on po lasach, ona sama w tych pałacach. On po górach, on po lesie, co zabije, to przyniesie. Raz jej przyniós chustkę białą, całą we krwi omazaną. - Żono, żono, wypierz mi ją, na słoneczku wysusz mi ją. Ona prała i płakała, chustke brata poznawała. To jest chustka brata mego, wczoraj wieczór zabitego. - Cicho żono, deszczyk padał, ja nie słyszał kto to gadał. Cicho żono deszczyk rosił, ja nie słyszał kto to prosił.